piątek, 4 października 2013

... a przyszłość jest zasrana...

Pierwszy tydzień stażu (półrocznej praktyki! taa, wiem, dlatego bezpłatna) za mną. Pierwsze spostrzeżenie, jakie przychodzi mi na myśl, to: wieje nudą. Jak diabli. Mało ludzi, jeszcze mniej recept na lek robiony (i po kiego grzybola aż trzy lata tpl-a?). Pewnie to wina konkurencji. 


Kiedyś na jednym z wykładów usłyszałam, że w Polsce mamy najwięcej aptek przypadających na 1000 mieszkańców w Europie. Zorientowałam się trochę, jak to jest np. w Austrii i myślę, że te "najwięcej" to bullshit, ale może jest w tym ziarnko prawdy. Ponad tysiąc magistrów farmacji rocznie produkują polskie uniwersytety medyczne. Jeszcze więcej jest kształconych techników. Nie ma szans, by rynek to przetrawił. Wyjazd na Zachód (o którym ja też myślę bardzo poważnie) to jest pewne rozwiązanie w kwestii bezrobocia. O ile jeszcze będzie jakieś miejsce - w końcu Europa to też  ograniczony rynek. Ameryka Północna? Stany? Powiedziano mi, że tam potrzebują farmaceutów i to bardzo. Fajnie, ktoś chętny na lot przez ocean? Ja chyba jednak nie bardzo. A jeść trzeba (a może nie?).

Znajduję pracę w aptece. Nawet dobrze płacą (w bogatszych krajach to wszystkim nieźle płacą, jak zauważyłam, w końcu jakaś cywilizacja, nie dzicz, jak u nas ;)). Rozwiązanie kwestii "mieć" jest. A co z "być"? Czy płynność finansowa zrekompensuje totalną nudę? Czy zdołam przetrwać trzymając się myśli, że "jeszcze 5/2/pół godziny i pójdę do domu/na jogę/na imprezę"? Kiedy chęć udzielania ludziom porad i korzystania z pokładów wiedzy, które (choć głęboko w mojej makówce ukryte) zdobyłam przez 5 lat studiów, ustąpi miejsca rutynie i standardowemu "może ***, akurat w promocji mamy?" bez pytania o schorzenia towarzyszące? Kiedy akademicka farmakologia zostanie wyparta przez to, co się najlepiej sprzedaje? 

Nie myślałam, że to powiem, ale tęsknię za uczelnianymi dyskusjami nad efektami ubocznymi i interakcjami, które uskutecznialiśmy przed zajęciami. To rozwijało. Teraz, chociaż jestem w aptece czwarty dzień, czuję się ograniczona do asortymentu apteki. A coś dalej? Coś więcej? Coś nowego? Pal licho rozwój, ale nuda...

Niektórzy ludzie uciekają od apteki. Przemysł, laboratorium, uczelnia, inspektorat, klinika... Może to jest jakieś wyjście, tylko nie jestem pewna, czy dla mnie. Szukam kierunku. Umrę ze śmiechu (a moi rodzice na zawał), jeśli okaże się, że zostawię to całe aptekarstwo w cholerę i pojadę niańczyć niedźwiadki w Norwegii :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz